Miałam bardzo udany weekend. Włóczyłam się po wielu miejscach, które były piękne tak, jak tylko pięknie potrafi być w maju.
Ale musiałabym być ślepa, żeby nie zauważyć, jak bardzo jest sucho.
W maju – jak dotąd – tu, gdzie mieszkam jeszcze realnie nie padało. W kwietniu w całej Polsce opady wyniosły zaledwie 10% średniej wieloletniej dla tego miesiąca.
Resztki warszawskich lasów olsowych jeśli już nie wyschły, to gwałtownie wysychają. Suche są też porośnięte wierzbiną, znane mi jeszcze z zeszłego roku rozlewiska.
W lasach jest pięknie a stan rzek nie wydaje się specjalnie niski, ale widać, że przyroda dramatycznie błaga o deszcz. Nie jedną burzę, nie dwie ulewy – o dwa tygodnie spokojnych i nieustających opadów.
Tymczasem u mnie na osiedlu koszą trawniki, by upewnić się, że w trybie ekspresowym będą mogły zamienić się w klepisko niczym na wiejskim ryneczku przed karczmą.
– I dobrze – gardłuje sąsiad wpadając między protestujące sąsiadki jak jastrząb między gołębie – Musi być równiutko przystrzyżone!
– Jak lubisz równiutko przystrzyżone, to sobie jaja ostrzyż – odwarknęła mu jedna. Ale nie pomogło. Spółdzielnia (niepotrzebnie) wydała pieniądze, ktoś je dostał i ma na chleb. I paliwo do kosiarki.
Paliwa już być może wkrótce zresztą nie będzie. To do kosiarki to nie jest taka tam zwykła benzyna, czy ropa, ale to nadal produkt ropopochodny.
Ropy z Rosji nie ma i – chwilowo – nie będzie, więc zachodnia Europa i Stany przepraszają się z reżimem ajatollahów i wiszą na klamkach u Saudów i Katarczyków, którzy jednak mówią, że sorry, nie zwiększymy wydobycia a tak w ogóle to kontrakty długoterminowe.
A w ogóle to było wiadomo, że tak będzie. Od lat. I co? I nic. Wszyscy radośnie brnęli w zależność od paliw kopalnych, z pełną wiedzą, kogo swoimi zakupami sponsorują.
Tylko Francji dzięki planowi Messmera udało się uniezależnić swoją energetykę od – tak – ropy, bo w latach 70-tych to na niej była oparta. Udało się uniezależnić od ropy i nie wpaść w zależność od importu gazu i węgla. Zrobić coś, co mieli Japończycy jeszcze w 2011, ale wystraszyła ich Fukuszima a ostatnio również cena gazu i węgla na światowym rynku. Bo tych jest mało a gdy są – to w niebotycznych cenach. Dlatego Japonia zamierza przeprosić się z energetyką jądrową i powłączać czekające na zmiłowanie, unieruchomione za niewinność maszyny.
No, lepiej późno niż jeszcze później, prawda.
Bo jest bardzo późno, pod wieloma względami.
Ja tu pitu pitu o suszy w podwarszawskich lasach, ale jest na to twardy papier: stężenie CO2 w atmosferze przekroczyło 420 ppm. To najwyższa wartość, jaką widziała nasza planeta od … 4 milionów lat.
Dlatego nie wiem, jak wy, ale ja spędzam niedzielny wieczór z książką dr hab Anny Weroniki Wendland o tym, jak energia jądrowa może pomóc nam się uratować.
Jeśli będziemy mądrzy.
